sobota, 10 stycznia 2015

MPW #30 - O katolikach postępowych oraz interpretacji Biblii.

WSTĘP

Dzisiejszy artykuł będzie poruszał dwie kwestie, jednak  nie będę go dzielił na części jak to bywało w poprzednich postach, ponieważ oba tematy są ze sobą ściśle związane. Osoby które regularnie i od dłuższego czasu czytają mojego bloga mogą mieć lekkie déjà vu. Wynika to z tego, że już niejednokrotnie poruszałem te kwestie, jednak nigdy nie rozwinąłem ich w stopniu, który można by uznać za zadowalający.

DO RZECZY
 Zatem przejdę do tematu. Ostatnimi czasy, szczególnie w mediach widoczne jest zjawisko katolicyzmu postępowego. Jednak ja bym tak tego nie nazywał. Dlaczego? Ponieważ słowo "postęp" w swoim znaczeniu jest czymś w stu procentach pozytywnym, oznaczającym to samo co rozwój. I choć na przykład w odniesieniu do gospodarki może mieć częściowo złe skutki (np. większe zanieczyszczenie powietrza z powodu budowy fabryk) to jednak założenia musiały być optymistyczne (może nie zawsze w 100%, ale w ogólnym rozrachunku się to opłacało), bo inaczej z czysto logicznego punktu widzenia byłby to nie progres, ale regres. Później napiszę dlaczego w ogóle określenie postępowy katolik nie ma prawa bytu. 
Na czym polega to zjawisko? 
Na tym, że część osób uznaje się za katolików, ale nie postępuje według nauczania Kościoła Katolickiego lub robi to w sposób wybiórczy. Największy problem polega na tym, że te osoby nie robią tego, bo Kościół ustawił dla nich poprzeczkę za wysoko, ale dlatego że mają inny pogląd na tę sprawę. Niestety to zjawisko jest popularne nie tylko wśród świeckich, ale także duchownych, co jest szczególnie niebezpieczne, bo z perspektywy mediów rewolucjoniści są o wiele ciekawsi od konserwatystów, więc tym pierwszym bardzo łatwo o rozgłos. Jak już kiedyś pisałem przyczyn takiej sytuacji należy szukać w historii KK, a dokładnie w średniowieczu. Choć wtedy wyznawcą chrześcijaństwa był prawie każdy mieszkaniec Europy, to jednak paradoksalnie jest to najgorszy czas w jego historii. Cała masa nadużyć, błędów w nauczaniu i wierzący, którzy nie mogli się temu sprzeciwić, bo nie mieli prawie żadnej wiedzy teologicznej, zresztą dlatego, że nie mieli gdzie jej zdobyć (Biblia była przepisywana ręcznie przez mnichów i kosztowała kilka wsi). W dzisiejszych czasach każdy ma dostęp do Pisma Świętego i to w kilku tłumaczeniach, a także do różnego rodzaju jego opracowań. Zwiększyła się też rola świeckich w Kościele, a także zaistniała wolność słowa (wolność nie oznacza jednak braku odpowiedzialności za czyny). Można bez wahania nazwać to postępem. Jednak jak wszystko ma to swoje złe strony. Często mówimy o młodzieży, która przechodzi w dorosłość i zaczyna popełniać błędy, że zachłysnęła się wolnością i myślę, że tu też nastąpiło takie zjawisko. I nie chodzi mi o bunt (bo tak to można nazwać), tylko na poziomie własnych myśli, ale także na poziomie czynów. Nie ma nic złego w samym posiadaniu odmiennej opinii, ale w braku posłuszeństwa już tak. Kierowca może uważać że prędkość dozwolona na jakimś odcinku jest zbyt niska, ale póki jej nie przekroczy to niezależnie od tego czy miał racje czy nie, nic złego się nie stanie. Tak jest i w tym przypadku. Trochę się rozpisałem, więc przejdę do drugiego powodu dla którego katolicyzm postępowy nie ma prawa istnieć. Żeby być bardziej obiektywnym, dla potrzeb tego artykułu zamienię się na czas pisania tego fragmentu w ateistę. Wydawać by się mogło, że właśnie strzeliłem sobie w kolano, jednak tylko pozornie, bo teraz wstaję pełny sił i gotowy do dalszej walki*. Jako tymczasowy ateista nie będę się bawił w teologa i spróbuje podejść do sprawy na logikę. Czy można być katolikiem nie postępując według zasad KK? To chyba trochę jak uważać się za wegetarianina i jeść mięso. Oczywiście nie mówię tu o sytuacji grzechu, czyli w odniesieniu do poprzedniego przykładu zjedzenia mięsa przez pomyłkę albo z powodu braku innego pokarmu. Chodzi mi raczej o długotrwałą, świadomą negację pewnych założeń czy zasad. Ktoś taki może uznawać się za chrześcijanina (o ile nie postępuje wbrew Biblii), ale nie za katolika (dla wszystkich trochę mniej zaawansowanych te dwa słowa nie są synonimami, każdy katolik to chrześcijanin, ale niekoniecznie na odwrót). No dobra. To było na tyle bycia ateistą. Przechodzimy do kolejnego pytania. Dlaczego Kościół narzuca pewną interpretacje Pisma Świętego? Dlatego, żeby unikać nadużyć dowolności interpretacji. Najlepszym przykładem na to, co złego może spowodować błędna interpretacja Pisma Świętego jest fundamentalizm. Każdy wierzący może interpretować Biblię w kontekście swojego życia w zasadzie w prawie dowolny sposób. Poza tym św. Piotr pisze: "To przede wszystkim miejcie na uwadze, że żadne proroctwo Pisma nie jest dla prywatnego wyjaśnienia"(2P 1, 20)**. 
JJM
Przypisy:
* Uspokajam wszystkich moich czytelników, że jeszcze nie zwariowałem. Przynajmniej w moim subiektywnym odczuciu moje zachowanie mieści się w granicach normalności. Po prostu lubię bawić się językiem, używać mocno rozbudowanych zdań i podniosłych frazesów. Najlepiej po prostu nie zwracać na to uwagi.
** Cytat pochodzi z Biblii Tysiąclecia.

7 komentarzy:

  1. "Jak już kiedyś pisałem przyczyn takiej sytuacji należy szukać w historii KK, a dokładnie w średniowieczu. Choć wtedy wyznawcą chrześcijaństwa był prawie każdy mieszkaniec Europy, to jednak paradoksalnie jest to najgorszy czas w jego historii" - nie galopowałbym tak bardzo.. to tzw. odrodzenie było najgorszym czasem w historii KK - owocującym w rewolucje heretyckie, laickie czy trwające do dzisiaj, obyczajowe. Średniowiecze (z wyłączniem Saeculum obscurum) było jednym z najwspanialszych okresów - zwłaszcza wiek XIII! Było to apogeum wyniesienia myśli ludzkiej czy dynamizm rozwoju wszystkich dziedzin, w tym filozofii - przykładem św. Tomasz z Akwinu. Średniowiecze w wymiarze ascetycznym czy duchowym było na najwyższym poziomie! To określać mianem najgorszego okresu? Nie ulegajmy stereotypom! To wrogowie Kościoła starali się wmawiać ciemnocie, jakoby ten okres był mrokiem (patrz. głupoty wygadywane o Świętej Inkwizycji - która była zbawieniem dla Kościoła Katolickiego).

    Po więcej zapraszam m.in. do x. prał. Kneblewskiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może trochę przesadziłem, ale to że działy się nadużycia, typu kupowanie stanowisk Kościelnych jest faktem. Jasne działali też wielcy święci tacy jak wspomniany przez Ciebie Tomasz z Akwinu, Augustyn, Franciszek. Bardzo często tak jest że kiedy się źle dzieje Bóg posyła wielkich świętych na ratunek. Ale mówimy tu o pewnych jednostkach, a nie o zwykłych wiernych, z których duchowością i wiedzą teologiczną było różnie. Może jednoznacznie negatywna ocena tego jest błędem, ale jednoznacznie dobra również. Porównajmy chociaż role świeckich w KK jaka jest dzisiaj, a jaka była wtedy. Wydaje mi się że byli oni wtedy raczej obserwatorami niż kimś zaangażowanym w życie KK.

      Usuń
    2. A w chwili obecnej? Gdzie 90% osób uważa się za wierzących "niepraktykujących" (swoją drogą zjawisko, które z definicji jest sprzeczne). Średniowiecze rozwinęło Kościół - w chwili obecnej cofamy się..

      Usuń
    3. Ale te 10% (choć uważam że znacznie więcej), jest na wysokim poziomie duchowości.

      Usuń
    4. Co rozumiesz pod pojęciem "wysokiej duchowości"?

      Usuń
    5. Chodziło mi że w mają większą wiedzę teologiczną , są bliżej Boga. Jest więcej ludzi którzy naprawdę wiedzą co tu robią.

      Usuń
    6. Niestety tutaj się nie zgadzamy.. ale dłużej nie zawracam już głowy w tym poście ; )

      Usuń