piątek, 16 stycznia 2015

MPW #31 - Moja wiara

WSTĘP
Dużo czasu zajęła mi decyzja o podjęciu tego tematu. I choć do teraz wstrzymywałem się z tym krokiem, nie z powodów marketingowych (Muszę przyznać, że jeśli chodzi o marketing to idzie mi świetnie, od samego założenia bloga utrzymuje stabilny miesięczny poziom zysków*) ani nie zdecydowała o tym większa ważność moich poprzednich postów, raczej po prostu trochę się tego bałem. Jednak uważam, że moje działanie było słuszne, bo teraz podchodzę do tematu z trochę większym doświadczeniem.
DO RZECZY
Na początek odpowiem na jedno pytanie. Czy mam pewność, że Bóg istnieje? Nie mam. Tak samo jak nie wiem czy na drugiej stronie czeka na mnie coś więcej niż pustka. Ja w to wierzę, szczerze i mocno, jak w nic innego. Mam nadzieję, że wydając ostatni oddech znajdę się w innym, lepszym świecie. Te dwa pojęcia: wiedza i wiara są często (przynajmniej w tym kontekście) traktowane jako synonim, co wielokrotnie prowadzi do niepotrzebnych sporów. Gdyby było inaczej i byłbym pewny tego, że Bóg istnieje, nie byłbym osobą wierzącą, ale wiedzącą, a perspektywa życia wiecznego byłaby równie mistyczna jak świadomość powrotu do domu po dwóch tygodniach urlopu, choć w tym przypadku raczej jak początek przerwy świątecznej (tyle że trwającej wiecznie) po kilku miesiącach harówki. Nie mówię, że by to nie miało sensu. Ba, taka wizja byłaby niesamowicie piękna. Jednak ten typ relacji z Bogiem, stylu życia (bo wiara to też kwestia przestrzegania pewnych zasad, dlatego też nie można być wierzącym a niepraktykującym, przynajmniej w katolicyzmie) zupełnie nie byłby zgodny ze słownikowym znaczeniem słowa religia. Bo jak czytamy w Słowniku języka polskiego PWN religia to: "zespół wierzeń dotyczących istnienia Boga lub bogów, pochodzenia i celu życia człowieka, powstania świata oraz związane z nimi obrzędy, zasady moralne i formy organizacyjne". Odchodząc od tematu, usłyszałem kiedyś stwierdzenie, że ateizm jest religią. Na początku uznałem to za idiotyczne, ale po głębszej analizie, stwierdziłem, że coś w tym jest. Ateizm polega na negacji istnienia Boga, jednak skoro nikt nie udowodnił tego w sposób naukowy, to samej ideologii nie można uznać za dogmat. Jeśli nie jest to wiedza, to musi być to wiara. Być może część osób stwierdzi: "No może masz racje, ale przecież w tym co nazywasz religią nie ma Boga". Wszystkich którzy tak pomyśleli odsyłam do Buddyzmu, a dokładnie do jego podstawowej wersji. Zresztą ateizm spełnia jedno z założeń definicji, a dokładnie rozważania na temat pochodzenia i celu życia człowieka. Dobra koniec dygresji. Po godzinie błądzenia po dżungli trzeba wreszcie wrócić na szlak. Skąd wzięła się moja wiara? 
Na pewno najistotniejszy wkład w to, że jestem katolikiem mieli moi rodzice. Być może mocniejszym świadectwem byłoby, gdybym nawrócił się po jakimś spektakularnym znaku np. spadając z konia niczym Paweł z Tarsu, oświecony blaskiem Bożym. Ala ja po prostu byłem od samego początku, stałem tam cichutko gdzieś, wśród niezliczonego tłumu dzieci Bożych, choć z naszej, ludzkiej perspektywy tylko jako część jednego organizmu, to z pozycji Najwyższego jedna, niezwykła ludzka jednostka. To niesamowite jak wygląda relacja ze Stwórcą w chrześcijaństwie. Nigdzie indziej człowiek nie jest traktowany jak podmiot, ale część tłumu. Wracając do tematu, część osób może twierdzić, że taka droga do prawdy jest niezbyt pewna, bo nie odkryło jej się samemu. Ale jak inaczej mam na nią trafić. Każdy człowiek musi mieć swojego mentora lub mentorów, za którymi będzie podążać. Czasami są to bliskie nam osoby, czasami książki. Jednak w naszym umyśle, jak wszędzie, nic z próżni nie powstaje, wszystko musi mieć swoją przyczynę, a nasze przeżycia z młodości mają ogromny wpływ na naszą przyszłość i to niestety nawet wtedy, gdy nie są to najweselsze wspomnienia. Tyle razy się mówi, że wiele ludzi nie wierzy z powodu racjonalizmu czyli kierowania się rozumem. Ale żeby kierować się rozumem trzeba mieć wiedzę. A wiedza jak głosił John Locke płynie z doświadczenia. Większość z nas za mało widziała, by móc odpowiedzieć na takie banały (oczywiście w porównaniu z kwestią istnienia Boga), jak kto ma rację w jakimś konflikcie zbrojnym na Bliskim Wschodzie. Dlatego musimy kierować się opinią tych, którzy wiedzą więcej. Więc ważniejsza jest odpowiedź na inne pytanie.
Dlaczego wciąż trwam w wierze?  
Przede wszystkim dlatego, że tu znalazłem prawdę, tu się dobrze czuję. Moje sumienie podpowiada mi, że robię dobrze. Blaise Pascal mówił, że opłaca się wierzyć w Boga, bo mamy szanse na życie wieczne, a jakbyśmy się mylili, to nic nie tracimy. Może to trochę płytkie, ale można to powiedzieć wszystkim, którzy nie wierzą, bo uważają się za racjonalistów. Być może się znajdzie taka część osób, która stwierdzi, że życie poza ograniczeniami moralnymi jest przyjemniejsze. Być może, ale niekoniecznie będzie to trwało wiecznie i czy będziemy wtedy naprawdę szczęśliwi? W moim przypadku to akurat bycie dobrym człowiekiem sprawia, że jestem szczęśliwy. Żadne słowa nie opiszą tego, jak dobrze się czuję, kiedy odchodzę od konfesjonału po spowiedzi.
Czy Bóg do mnie mówi? 
Na pewno w momencie kiedy czytam Pismo Święte. Rozumiem, że jednak taka odpowiedź nie jest dla większości satysfakcjonująca. Jeśli chodzi o bezpośredni kontakt, to czasami podsuwa mi pewne myśli. Zdarzyło mi się kiedyś na spotkaniu modlitewnym, kiedy bylem w złym humorze,  że przypomniały mi się słowa pewnej angielskiej piosenki, która pochodzi z musicalu pt. "Karuzela" i jest także hymnem dwóch klubów piłkarskich. Nie było w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt że utwór wcześniej słyszałem może kilka razy i nie zrobił na mnie większego wrażenia. Zresztą nie jest to pieśń religijna. Chodzi o utwór "You'll never walk alone" (w tłumaczeniu na polski - Nigdy nie będziesz szedł sam). Szczególnie dotknęła mnie druga część tekstu: 
"Więc idź, poprzez wiatr
Więc idź, poprzez deszcz
Nawet gdy twoje marzenia zostaną zniszczone
i rozwiane...Dalej krocz, dalej krocz
z nadzieją w swym sercu
Bo nigdy nie będziesz szedł sam
Nigdy nie będziesz szedł sam"**  
Ta myśl była dla mnie istnym kołem ratunkowym i dała mi sporo nadziei. Można się kłócić czy ta myśl pochodzi od Boga, czy to tylko wytwór mojego umysłu, ale ja wierze, że to sam Wszechmocny mówił do mnie: "Nie bój się, cokolwiek się stanie, ja będę z Tobą".
PODSUMOWANIE     
Celem tego tekstu nie było udowodnienie, że Bóg istnieje. To było moje świadectwo, które miało pokazać wam jak wygląda moja wiara. Nie stawiam się w roli jedynego autoryzowanego dealera prawdy i szczęścia, ale chcę zaproponować wam drogę, którą ja podążam. Jest to w pewnym sensie reklama. Ale nie taka, która płynie z ust sprzedawcy autokomisu, który próbuje wam wcisnąć ledwo jeżdżące auto. Nie wiem czy proponuję wam Dodge'a Vipera czy Fiata  126p, ale w mojej opinii jest to najlepszy, najmniej awaryjny pojazd na świecie. Coś co mam najlepszego, a nie ochłap. To od was zależy czy mi uwierzycie ...
JJM 
Przypisy:
* Wynoszące dokładnie 0,00 zł miesięcznie. 
** Tłumaczenie pochodzi ze strony tekstowo.pl  >>>link<<< 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz