niedziela, 15 marca 2015

MPW #38 - Droga nawrócenia

WSTĘP
Po długiej przerwie powracam z artykułem, który można uznać za wielkopostny. Jednakże nie jest to, a raczej nie musi być to tekst stricte wielkopostny, ponieważ nawracać się należy przez cały rok, a nie tylko przez 40 dni postu i w okresie Adwentu. Nie mniej jednak oba te okresy, mają w sobie to coś, co powoduje, że podejmujemy próbę (mniej lub bardziej udaną) podniesienia się z własnej słabości.
DO RZECZY
Może to dziwne, ale moją inspiracją do napisania tego tekstu była gra komputerowa. I to gra, która ma w sobie tyle mistycyzmu, co cheeseburger z McDonalda mięsa (wszystkich właścicieli i fanów tej sieci przepraszam, naprawdę chciałem wybrać inne porównanie, ale nic lepszego mi do głowy nie przyszło). A mianowicie chodzi o strategię osadzoną w realiach średniowiecza. Dowodziłem jednym z europejskich państw, dokładnie rzec biorąc była to Hiszpania. Jak już mówiłem, jest to gra osadzona w średniowieczu, więc mamy do dyspozycji dobrze odwzorowane jednostki z tamtych czasów, możemy zawiązywać sojusze, a co najważniejsze (i jest to najciekawsza cześć gry) podbijać, grabić, plądrować, mordować, czyli zachowywać się jak standardowe średniowieczne państwo. Nie o to mi jednak chodziło. Tak samo jak w średniowieczu istnieje takie coś jak państwo kościelne, którym rządzi papież. Odchodząc od tematu papież rządził, wtedy właściwie całą Europą. Jeśli ktoś za bardzo podskakiwał, mógł zostać ekskomunikowany, a to niosło ze sobą dość poważne konsekwencje gospodarcze i nie tylko. I właśnie w tych realiach dostaje propozycje (czyt. rozkaz), wzięcia udziału w krucjacie przeciwko muzułmanom w Ziemi Świętej. No cóż. Gdyby to mi się jeszcze opłacało, to bym się może zdecydował. Ale wysyłanie armii, którą trzeba opłacić do Ziemi Świętej, właściwie za "Bóg zapłać". Nie, to nie wchodzi w grę. Mam ważniejsze rzeczy do roboty. Muszę poradzić sobie z rebeliantami, obronić się przed Maurami i dać łupnia Portugalczykom, bo coś ostatnio się za bardzo panoszą. Jak papież będzie niezadowolony, to najwyżej wybuduję katedrę w Toledo i wszystko będzie cacy. Wiele dostrzegam analogii między tą sytuacją, a swoim życiem. Tyle razy odkładam podjęcie decyzji o nawróceniu się, odrzuceniu pewnego grzechu i w sumie nawet nie muszę mieć poważniejszych powodów ku temu. Po prostu mówię: zrobię to jutro, a jutro okazuje się, że nie ma czasu. Niejednokrotnie planowałem, żeby zacząć poświęcać więcej czasu na modlitwę, na czytanie Pisma Świętego i mówię sobie, że zacznę dziś wieczorem, a później przypomina mi się, że mam inne rzeczy do roboty i jak wreszcie mam czas, to jestem już zbyt zmęczony, żeby efektywnie go wykorzystać. Pan Bóg wzywa mnie do krucjaty przeciw swoim grzechom, słabościom, uzależnieniom, a ja odpowiadam mu: "Sorry, nie teraz, może jutro, dziś nie mam czasu." Pytanie tylko, czy naprawdę nie mam czasu, czy nie jest mi po prostu wygodnie. Ciężko się podnieść z łóżka, nawet po ciężkiej chorobie, bo potem czekają na nas kolejne wyzwania, problemy codziennego życia. Kiedy jakiś czas temu byłem na spotkaniu z Andrzejem Sową - narkomanem wyzwolonym z nałogu, on powiedział, że to, że żyje i jest wolny, jest spowodowane ogromną łaską Boża. Zacząłem się zastanawiać: "Ok. Wszystko pięknie, ale co z tymi, którym się nie udało wyjść, czemu Bóg pomógł tylko jemu."Teraz sobie uświadomiłem, że moje założenie było błędne od samego początku. Myślę, że Bóg wyciąga rękę do każdego człowieka, wyciągał ją do tamtych osób i wyciąga ją nie raz do mnie. Problem polega na tym, że nie zawsze potrafię tą rękę chwycić i to z różnych powodów. Czasami dlatego, że nie do końca dostrzegam swój problem, ale przeważnie dlatego, że boje się zmian. Jestem zamknięty w swojej strefie bezpieczeństwa i to nie tylko jeśli chodzi o kwestie wiary i pokazywania jej innym ludziom. Niejednokrotnie widzę, że nie jestem do końca sobą, dlatego, że boje się,  co ludzie powiedzą. Co będzie jak wyjdę na konkretnego debila? Wydaje się nam, że człowiek powinien być statyczny, opanowany. Chcemy na siłę być stoikami. Kiedy jednak spojrzymy na historie świętych Kościoła Katolickiego, że to szlachetne grono to tak naprawdę grupa szaleńców, Bożych szaleńców, pozbawionych barier w głoszeniu Słowa Bożego. Oni nie myśleli o opinii publicznej, kiedy głosili Ewangelię czy pomagali innym. Brakuje mi tej odwagi, żeby pójść na całość, tyle rzeczy mnie ogranicza, zamyka mnie na Boga i drugiego człowieka. Niech podsumowaniem tego artykułu, będzie moja krótka modlitwa.  Panie usuwaj wszystkie bariery wewnątrz, które przeszkadzają mi dojść do Ciebie. Pomóż stawać mi się, jak twoi święci, Bożym szaleńcem. Amen
JJM              

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz