WSTĘP
Nie ma nic mocniej uderzającego w moje ego, niż odkrycie prawdy o sobie. Nie ma nic skuteczniej powalającego mnie na kolana, niż doświadczenie własnej słabości. Nie ma nic bardziej frustrującego, niż świadomość tego, że mimo najszczerszych chęci znów się nie udało... Jednakże nie ma na tym świecie nic wlewającego więcej nadziei, że mimo wszystko i tak dostanę kolejną szansę. Ile ich będzie? Siedem? Nie, siedemdziesiąt siedem!
DO RZECZY
Niejednokrotnie podejmowałem wielkie postanowienia, dotyczące różnych dziedzin mojego życia. Tyle razy próbowałem coś zmienić i z reguły, albo mi to nie wychodziło, albo zmiany były krótkotrwałe. Za każdym razem kiedy robiłem rachunek sumienia dochodziłem do wniosku, że z mojego postanowienia poprawy zostały tylko słowa. Nieraz próbując w jakiś sposób siebie dowartościować, porównywałem się do innych ludzi. No co, może nie jestem święty, ale na pewno bardziej niż tamten. Zawsze kończyło się to tym samym. Nie tylko jestem dokładnie taki sam jak tamci, to jeszcze jestem strasznym hipokrytą. Myślę, że każdy z was wielokrotnie zadawał sobie pytanie, dlaczego tak jest. Dlaczego jesteśmy tacy słabi? Dlaczego popełniamy wciąż dokładnie te same błędy? Przecież gdybyśmy nie grzeszyli, bylibyśmy bliżej Boga? Ale czy na pewno? Pisząc tytuł tego artykułu: "Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli" (J 8,32)*, w pierwszej kolejności nie miałem na myśli poznanie własnej grzeszności. To oczywiście też ważne, bo przecież bez tej świadomości nie da się nawrócić. Ktoś kto nie wie, że błądzi nie wróci na właściwą drogę. To oczywiste. I choć ten konkretny cytat, dotyczył czegoś trochę innego, to jednak uznałem, że będzie świetnie pasował do tego, co chcę napisać,. Na początku tego tekstu napisałem, że nic mocniej nie uderza w moje ego, niż poznanie prawdy o samym sobie. Niejednokrotnie zauważam, że w momentach kiedy robię dobre rzeczy, pomogę komuś, napiszę mądry artykuł czy powiem coś błyskotliwego, popadam w pychę. I tu nie tylko chodzi o to, że czuję się w jakiś sposób lepszy od innych ludzi, ale przekłada się to na moją relacje z Bogiem. Scenariusz jest zawsze taki sam. Czuję się świetnie, więc modlitwa idzie na boczny plan. Jest mi dobrze, więc nie czuję wewnętrznej potrzeby, żeby to robić. Wydaję mi się, że jestem samowystarczalny. Potem następuje zimny prysznic, poczucie porażki, postanowienie poprawy. I tak w kółko. Czy nie byłoby lepiej gdybyśmy byli idealni? Być może... Ale brak wad spowodowałby popadnięcie w pychę. A to oddala nas od Boga. Nasza grzeszna natura pokazuje nam, że sami nie damy rady, jest swoistym kubłem zimnej wody, który choć bolesny, pozwala nam obrać właściwy kurs. Kurs na zbawienie. Jednocześnie w żadnym innym momencie człowiek nie jest w stanie tak mocno doświadczyć Bożej miłości, jak kiedy po raz kolejny wszystko mu będzie odpuszczone. Wiem, że znowu upadnę, ale ja z uporem maniaka będę wciąż walczył, właściwie sam ze sobą, bo choć jest to ciężkie, to perspektywa jaka na mnie czeka po tamtej stronie jest warta tego wysiłku. Życzę wam i sobie, żebyśmy pod koniec swojego życia mogli powtórzyć za św. Pawłem: "W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem." (2Tm 4, 7)**
JJM
Przypisy:
* Reszta cytatu: "Jeżeli będziesz trwać w nauce mojej, będziecie prawdziwie moimi uczniami 32 i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli"(J 8, 30-32). Źródło Biblia Tysiąclecia.
** Cytat pochodzi z Biblii Tysiąclecia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz