WSTĘP
Po długiej przerwie spowodowanej maturą wracam do pisania. Wczoraj oficjalnie zaczęły się moje wakacje, więc być może teraz będę pisał trochę częściej. Jednak nie dlatego ten wstęp ma tak informacyjną formę. Myślę, że po tym artykule część osób, która czyta mnie już od jakiegoś czasu, może odnieść wrażenie, że zaczynam się powtarzać. I poniekąd będzie to słuszne wrażenie. Może też się niektórym wydawać, że zaczynają mi się kończyć opcje i powoli nie wiem o czym pisać. I w jakiejś części też to będzie racja. Jestem tylko osiemnastolatkiem, który dopiero co skończył szkołę średnią, a żeby lepiej zrozumieć pewne sprawy i bardziej odkryć znaczenie swojej wiary, potrzeba czasu, a ja choć jestem już dorosły, to w wielu kwestiach dotyczących wiary, wciąż jeszcze raczkuję. Jednak w tym poście powrócę do pewnych rzeczy w sposób całkiem świadomy. Nieraz, nawet parę tygodni po napisaniu artykułu, dochodzę do wniosku, że o pewnej rzeczy zapomniałem albo nie rozwinąłem w sposób dostateczny i takie powtórzenia pozwalają to wam przekazać.
DO RZECZY
Są takie fragmenty Pisma Świętego, które zawsze po przeczytaniu budzą we mnie wstyd. Choć w sumie trafniejsze byłoby stwierdzenie, że te słowa sprawiają, że czuje się niespełniony. Jest to mniej więcej takie uczucie, jakby po posprzątaniu swojego pokoju, ktoś najpierw mnie pochwalił, a potem kazał posprzątać całą resztę domu. Są takie momenty, w których świadomość tego, co jeszcze musimy zrobić, jest tak przygniatająca, że przestajemy dostrzegać jak wiele już jest za nami. Jednak nie o wytrwałości i ciężkiej pracy będę pisać w tym artykule, choćby dlatego, że wyszedłbym na strasznego hipokrytę, a moja mama (która od pewnego czasu robi korekty moich postów) stwierdziłaby, że skoro o tym piszę, to czemu nie zamienię słów w czyny. A to by mogło okazać się dość bolesne. Uczucie takiego duchowego niespełnienia, o którym pisałem wcześniej, najczęściej dostrzegam u siebie w momencie kiedy czytam Dzieje Apostolskie. Zaraz po Zesłaniu Ducha Świętego, kiedy apostołowie wyszli z wieczernika, Święty Piotr wygłosił mowę, którą nawrócił 3 tysiące osób. Niesamowita rzecz! Trzy tysiące osób przyjęło chrzest po jednej przemowie Świętego Piotra! Ja napisałem 45 postów i nie nawróciłem nikogo... Jakąż więc moc musiały mieć słowa Piotra. I właściwie jakim cudem prosty rybak przemawia w taki sposób pośród tłumów ludzi? Tak, oczywiście, to efekt działania Ducha Świętego, który przecież też działa w naszym życiu. Jednak nie odważyłbym się wyjść z domu i zacząć przemawiać, a tym bardziej bez żadnego przygotowania. Wszyscy wiemy, że jako chrześcijanie powinniśmy ewangelizować, głosić Chrystusa. Jednak nie raz, jak się nad tym zastanawiam, do głowy przychodzi pytanie: "Jak to zrobić?" Zaczynam myśleć: "Przecież przemawiać nie umiem, nie potrafię dotrzeć do ludzi, więc jak mam głosić Chrystusa?" Kiedyś napisałem, że dzisiaj dużo ludzi odbiera sobie życie, bo nie mają nadziei. I myślę, że naszym podstawowym zadaniem jest jej niesienie. Mamy głosić kerygmat, czyli to że Jezus umarł za nas na krzyżu, że dzięki temu możemy mieć nadzieję na to, że po drugiej stronie czeka na nas nowy lepszy świat. Ale kerygmat nie tylko trzeba, głosić, ale trzeba nim żyć i to jest nawet trudniejsze. Newsboys, australijski, katolicki zespół pop-rockowy, ma na swojej ostatniej płycie piosenkę "Go glow" (czyli Idź promieniej), w której padają takie słowa: "To jest moc Jego łaski. Pozwól ogniu spalić zarazę. Jesteś Jego odbiciem, Oni to widzą. Całą twoją świecącą twarz."* Czy promieniejemy radością z tego, że Bóg nas kocha? Czy świadczymy całym swoim, życiem jak wiele otrzymaliśmy. Oczywiście to nie zawsze jest łatwe, szczególnie wtedy, kiedy doświadczamy pewnych trudności. Nikt nie będzie tańczył z radości, kiedy wszystko zacznie mu się walić. Ale chodzi o to, żeby zawsze ufać i mieć nadzieję. Nawet w najtrudniejszych sytuacjach widzieć to światło na końcu ciemnego tunelu i być kimś, kto odbija to światło, by inni mogli je zobaczyć. Święty Piotr w swoim liście pisze: "Dlatego radujcie się, choć teraz musicie doznać trochę smutku z powodu różnorodnych doświadczeń. Przez to wartość waszej wiary okaże się o wiele cenniejsza od zniszczalnego złota, które przecież próbuje się w ogniu, na sławę, chwałę i cześć przy objawieniu Jezusa Chrystusa."** (1P 1, 6-7) Warto ewangelizować przez niesienie nadziei. Ale nie chodzi tu od razu o wykrzykiwanie kerygmatu pośród tłumu ludzi, choć i na to też czasami przychodzi pora, ale po prostu życie nadzieją, bycie optymistą i dzielenie się tym optymizmem z innymi. Nie można skutecznie głosić czegoś, w co się samemu nie wierzy. Pesymista, który mówi do kogoś, żeby miał nadzieje, jest hipokrytą, który w dodatku nikogo nie przekona.
JJM
Przypisy:
* Tłumaczenie pochodzi ze strony tekstowo.pl
** Cytat pochodzi z Biblii Tysiąclecia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz