WSTĘP
Będąc małym dzieckiem traktowałem modlitwę jako coś, co trzeba odklepać rano i wieczorem. Swego rodzaju rytuał, choć raczej trafniejsze byłoby stwierdzenie, że było to wtedy dla mnie coś, co przypominało złożenie ofiary. Zarzynamy zwierzaka, kładziemy na stosie, spalamy i niech się dzieje wola Boża. No cóż, do pewnych rzeczy trzeba dorosnąć, niektóre prawdy odkrywa się dopiero z biegiem czasu. Mógłbym w sumie powtórzyć za św. Pawłem: "Gdy byłem dzieckiem,
mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce."* (1 Kor 13, 11) Mimo to jest pewna rzecz, z którą nadal mam problemy. Pamiętanie o tym, komu jest to tak naprawdę potrzebne...
DO RZECZY
Myślę, że fundamentalna sprawa jaką każdy wierzący musi odkryć to to, że modlitwa jest potrzebna przede wszystkim jemu samemu. I tu nie tylko chodzi o to, żeby o tym po prostu wiedzieć, bo przecież nieraz się o tym mówi na kazaniach czy podczas Mszy Świętej (choćby w zdaniu: "Nasze hymny pochwalne niczego Tobie nie dodają, ale się przyczyniają do naszego zbawienia"), ale żeby naprawdę czuć, co nam daje to indywidualne spotkanie z Bogiem. Od pewnego czasu sam zauważyłem, że jeśli zawalam modlitwę, to prawie automatycznie zaczyna się sypać wszystko inne. I to nie dlatego, że Bóg za karę odcina ode mnie "dostawy" swej łaski, mówiąc: "Nie rozmawiasz ze mną, to teraz nie licz na pomoc". Tylko po prostu zaczynam gorzej przyjmować pewne rzeczy, nie radzę sobie z problemami. Zaczyna brakować tej nadziei, że ktoś o mnie jeszcze pamięta, że ktoś mnie wspiera. Mówi się: "Jak trwoga, to do Boga". Coś w tym jest, taka jest natura człowieka. Największe problemy z modlitwą mam wtedy, kiedy powodzi mi się dobrze, kiedy czuję się spełniony. Często kryzys nadchodzi, kiedy człowiek zrobi coś dobrego, wszyscy go chwalą, rodzi się pycha. Ta chwile spotkania z Bogiem nagle przestaje być potrzebna, bo przecież jest dobrze. Pycha powoduje, że można łatwo zapomnieć, komu tak naprawdę zawdzięczamy to wszystko. W moim przypadku, z reguły po takim okresie, następuje czołowe zderzenie z rzeczywistością i powrót na właściwe tory. Czasem jest to tylko lekki wstrząs działający krótkotrwale, a czasem uderzenie z całym impetem w moje słabości. Nie mniej jednak myślę że takie wstrząsy są bardzo konieczne, sprawiają, że podnoszę się o wiele silniejszy. W takich chwilach, kiedy jestem na dnie, modlitwa z reguły idzie mi najlepiej, ponieważ jest to moment, kiedy staję przed Bogiem, w prawdzie o sobie. Jakiś czas temu uświadomiłem sobie, że czasami nawet podczas modlitwy próbuje grać kogoś, kim nie jestem. Ale kiedy doświadczam własnych słabości potrafię stanąć do tej rozmowy, przedstawiając całą prawdę temu, który i tak ją zna. Czasami jest to nie tyle rozmowa, co skowyt zranionego wilka. Jest to krzyk, nadanie sygnału S.O.S, bo nagle pewne rzeczy zaczęły mnie przerastać. Jednak ważne jest to, żeby to powiedzieć, wykrzyczeć, poprosić o pomoc, bo Bóg daję nam wolną wolę i jeśli nie pozwolimy mu działać, on na siłę nie będzie do niczego się wtrącał, bo chce żebyśmy byli wolni. Miałem różne sposoby modlitwy: jakiś czas odmawiałem brewiarz, później różaniec, teraz codziennie staram modlić się Koronką do Miłosierdzia Bożego. Zdarza mi się, że po pewnym czasie dochodzę do wniosku, że ten sposób jednak nie jest dla mnie i szukam czegoś innego. Niekiedy powracam do starych metod i próbuję odkryć pewne rzeczy na nowo. Jednak jest pewna rzecz, która w programie powinna być na stałe. Jest to czytanie i rozważanie Pisma Świętego, o którym pisałem już wcześniej. Sposób modlitwy jest w zasadzie najmniej istotny, każdy powinien to robić, w sposób jaki uważa za najbardziej sobie odpowiadający. Ważny jest jak podchodzimy do modlitwy. Przede wszystkim nie warto tego zostawiać na sam koniec. Kiedy już wreszcie mamy czas, jesteśmy zmęczeni i wtedy modlitwa nie wygląda najlepiej. Jakiś czas temu zdecydowałem się, żeby znaleźć 30 minut w ciągu dnia, odłożyć wszystko inne, odmówić Koronkę i poczytać Pismo Święte. No cóż ,nie zawsze to wychodzi, ale myślę, że jest to rzecz jak najbardziej godna spróbowania.
JJM
Przypisy:
*Cytat pochodzi z Biblii Tysiąclecia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz