WSTĘP
Ten artykuł będzie dość nietypowy. Pierwszy raz napiszę o jakiejś kwestii zupełnie nie dotyczącej moralności lub jakiś istotnych problemów dotyczących wiary. Dlaczego zdecydowałem się napisać właśnie o tym? Bo stwierdziłem, że po kilkunastu postach poruszających ciężkie tematy przyszedł czas na coś lżejszego.
DO RZECZY
Przeszło rok temu w polskich mediach było głośno o koninie znalezionej w mięsie sprzedawanym w Ikei. Oczywiście rozumiem oburzenie społeczeństwa - sam byłbym niezadowolony, gdybym został w ten sposób oszukany. Ale nie o to mi chodzi. Jestem w 100% pewien, że gdyby problem dotyczył zamiany wieprzowiny na wołowinę lub na odwrót, sprawa nie nabrałaby takiego rozgłosu. Główny problem (mówię tu oczywiście o reakcji społeczeństwa nie sanepidu) nie leżał w samym oszustwie, tylko w rodzaju mięsa. Ale właściwie czemu uważamy, że jedzenie koni jest złe, a świń nie? Wszyscy co próbują argumentować to inteligencją zwierząt są w błędzie, ponieważ to świnie a nie konie są najbardziej inteligentnymi zwierzętami na świecie. Więc w takim razie o co chodzi? Takie zachowanie wynika z naszej kultury. Na terenie Polski konie były i są zwierzętami używanymi w rolnictwie, w wojsku, w sporcie itd., a świnie były zawsze hodowane tylko w celach konsumpcyjnych. Jesteśmy do tego stanu rzeczy przyzwyczajeni. Dlaczego o tym piszę? Nie dlatego bo chcę żeby wszyscy zaczęli nagle jeść koninę. Chodzi mi o to, żeby pokazać, że w takich sytuacjach należy kierować się zdrowym rozsądkiem, a nie tym, że jedne zwierzęta lubimy bardziej od innych. Pewnie część miłośników koni najchętniej zabiłaby mnie za to co teraz powiem, ale uważam, że nie ma żadnych przeciwwskazań (chyba, że są jakieś dotyczące zdrowia), żeby to mięso pojawiało się na półkach naszych sklepów i w menu restauracji oraz stołówek szkolnych. Żeby nie pisać cały czas o jedzeniu, zmienię trochę temat. Jest jedna rzecz u posiadaczy psów, która doprowadza mnie do furii. I nie chodzi tu o brak sprzątania po swoich podopiecznych, choć to też irytujące. Chodzi mnie o puszczanie psów bez kagańca lub nawet bez smyczy (co do kagańca oczywiście chodzi mi tylko o te psy które tego wymagają). Często ich właściciele tłumaczą to tym, że przecież ich podopieczni są nieagresywni. Szczerze mówiąc zupełnie mnie to nie obchodzi. Nawet jeśli będzie to najłagodniejszy czworonóg na całym globie, to powinien chodzić na smyczy i jeśli musi to w kagańcu. Wymaga tego nie tylko polskie prawo, ale moje poczucie bezpieczeństwa, które mi jako człowiekowi się należy.
JJM
Tak się składa, że prawo polskie nie do końca tego wymaga... :) Policjanci wlepiający mandaty właścicielom psów chodzących nie na smyczy na taki argument tłumaczą się regulaminem danego powiatu- żenada. Pies NIE MUSI być na smyczy, o ile właściciel sprawuje nad nim CAŁKOWITĄ kontrolę, co oczywiście jest dość rzadkie, bo nie każdy potrafi tak wychować czworonoga. Rozumiem obawy nieobeznanych przechodniów na widok rozbrykanego labradora biegającego samopas, ale widok ratlerka idącego spokojnie krok obok swojego pana raczej nikogo nie przeraża.
OdpowiedzUsuń