WSTĘP
Treść tego artykułu kieruję do wszystkich chrześcijan. Proszę o wybaczenie wszystkich ateistów i wyznawców innych religii, którzy czytają mojego bloga, że tym razem moje słowa są przeznaczone tylko dla pewnej grupy osób, ale uważam że to co chcę przekazać jest bardzo istotne.
DO RZECZY
Tytuł tego tekstu może sugerować, że będę pisał o bezpośrednich relacjach, z rodziną, z znajomymi bądź tymi których nie lubimy,a nawet uważamy za naszych wrogów. Oczywiście to również ważne, ale stwierdziłem, że to zbyt oczywiste, abym się tym zajmował. Chodzi mi o inną rzecz, która coraz częściej nas spotyka, a niestety bardzo rzadko jest poruszana przez księży na kazaniach. A mianowicie chodzi mi o sytuacje konfrontacji z osobą niewierzącą, szczególnie kiedy jest ona wrogo nastawiona do Kościoła. Kiedy dochodzi między katolikiem i ateistą do dyskusji, na pewne wszystkim znane kontrowersyjne tematy, to chrześcijanin zachowuję się często dwojako. Pierwszy to uznanie rozmowy za bezsensowną i brak chęci ciągnięcia jej dalej. Drugi to kontratak, nazwanie swojego przeciwnika oszołomem, bezbożnikiem itp. Zresztą podobne schematy działania praktykuje też spora część ateistów, dlatego taka dyskusją wygląda bardzo często jak wymiana ognia pomiędzy gangami z amerykańskiego filmu akcji. Ale to, że niewierzący się tak zachowują nie oznacza, że chrześcijanie są usprawiedliwieni. Jaki jest sens takiego działania. Jako wyznawcy Chrystusa powinniśmy ewangelizować, głosić dobrą nowinę, zachęcać do otwarcia się na działanie Boga, a ostra wymiana zdań spowoduję efekt zupełnie odwrotny. Jak więc zachować się w sytuacji, kiedy ktoś atakuje naszą wiarę? Spróbować nawiązać dialog i odpowiednimi argumentami (bez atakowania tej osoby) udowodnić mu że się myli i zachęcić do poznania prawdy. Istnieje wtedy szansa, że ta osoba przemyśli to, co powiedzieliśmy i zacznie szukać Boga. Kilka tygodni temu jeden z moich znajomych przytoczył słowa pewnego księdza bądź zakonnika: "Żeby nawrócić człowieka najpierw trzeba zobaczyć w nim brata". Wtedy specjalnie się nad tym nie zastanawiałem, uznając to za oczywistość. Ale kilka dni temu przypomniały mi się to zdanie i podjąłem decyzje, że kolejny artykuł będzie o dialogu. Nie można zaczynać nawracania człowieka od strony czysto ideologicznej, ale od pokazania nadziei, dobrej nowiny, tego że Bóg nas kocha i umarł za nas na krzyżu dla naszego zbawienia. Nie traktujmy ateistów jako wrogów, ale jako braci i siostry, którzy trochę pobłądzili i naszym obowiązkiem jest im wskazać drogę do domu...
JJM
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz