niedziela, 7 grudnia 2014

MPW #26 - O Bogu słów kilka...

WSTĘP
Pisząc o Bogu muszę być nadzwyczaj ostrożny, ponieważ nie będąc ekspertem w dziedzinie teologii łatwo popełnić dość poważny błąd, a nawet napisać jakąś herezje. Niewiele o nim wiemy. A to co głosi Kościół Katolicki to efekt wielu lat spędzonych nad analizą i interpretacją Pisma Świętego. Jako katolicy wierzymy, że wnioski wyciągnięte podczas wielu soborów i synodów są prawdziwe, bo zostały podsunięte przez Ducha Świętego, więc wszystkie powstałe wtedy dokumenty są jedynymi autoryzowanymi przez Wszechmocnego źródłami prawdy o nim samym. Dlatego też wypowiadając się na ten temat trzeba mocno uważać, by nie powiedzieć kilku słów za dużo. O ile w innych kwestiach można popuścić wodze fantazji (w mniejszym lub większym stopniu), to tutaj musimy trzymać się tego co mamy. A mamy nie ma co ukrywać niewiele.
DO RZECZY
Z powodów podanych przeze mnie we wstępie, mój artykuł będzie dotyczył rzeczy oczywistej, o której jednak często zapominamy. Być może część osób czytając ten artykuł stwierdzi, że to jest tak oczywiste, że szkoda ich cennego czasu, żeby czytać to dalej. Jednak wychodzę z założenia, że lepiej jest trzymać się rzeczy pewnych niż błądzić we mgle po terenie de facto mało mi znanym. Zatem przejdźmy do sedna. Jakiej płci jest Bóg? Choć to pytanie nawet dla niezbyt doświadczonego katolika jest banalne, to jestem pewien, że niejeden odpowie na nie źle i nie mam na myśli tylko dzieci, ale także starsze osoby. Ten błąd wynika z tradycji, a raczej ze złego podejścia do niej. Katolicy traktują Boga jako kochającego ojca, ba nawet w modlitwie podanej nam przez samego Jezusa Chrystusa mówimy "Ojcze nasz". To może niektórych doprowadzać do błędu. Bóg nie jest mężczyzną, kobietą zresztą też, on jest po prostu Bogiem. Pewnie zastanawiacie się, że skoro tak jest, to czemu Jezus przybrał postać mężczyzny i czemu mówimy "Ojcze nasz", a nie "Matko nasza". Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta. Zdecydowały o tym uwarunkowania społeczne tamtych czasów. W czasach Jezusa, w Izraelu pozycja kobiety była delikatnie mówiąc dość słaba, pół biedy jeśli miała męża, gorzej jeśli była wdową, ale tak czy inaczej do niezależności było daleko. Zróbmy eksperyment. Spróbujmy wyobrazić sobie, że jesteśmy Bogiem (choć to zadanie nie jest w 100% wykonalne). Postawmy przed sobą zadanie nawrócenie jak największej liczby osób (oczywiście zakładamy, że robimy to w konwencjonalny sposób, pomijając kilka drobnych cudów, "drobnych" przynajmniej z perspektywy Boga.) Żeby nasz plan wprowadzić w życie musimy wcielić się w jakiegoś człowieka. Kogo wybieramy? Kobietę czy mężczyznę? Biorąc pod uwagę realia tamtych czasów myślę, że wybór byłby oczywisty. Jasne Bóg mógłby wcielić się w kobietę, ale szanse powodzenia jego misji (przy zachowaniu wolnej woli człowieka) byłyby mizerne. Pozostaje tylko pytanie czemu Jezus przybrał postać zwykłego człowieka, a nie na przykład syna jakiegoś władcy, ale to wie tylko on sam. Pozostaje jeszcze jedna, ostatnia kwestia. Dlaczego akurat "Ojcze nasz"? Częściowo na to pytanie odpowiedziałem wcześniej. Myślę, że powodem było też to, że bez tego człowiek nie wiedziałby jak się zwracać do Stwórcy. Porównanie Wszechmocnego do Boga mocno ułatwia nam nawiązanie z nim osobistej relacji. Dlatego też chrześcijaństwo oferuje coś zupełnie innego niż wszystkie inne religie, a mianowicie jedynego, żywego kochającego Boga...
JJM           

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz